Achille Varzi i Rudolf Caracciola
Całkowitym przeciwieństwem Tazia Nuvolari, jak ogień i lód, jest następna wielka osobowość w światku włoskich zawodników – Achille Varzi. Pochodzący z bogatej rodziny, swoją nienaganną powierzchownością i kamienną twarzą pokerzysty robił wrażenie bardziej playboya niż zawodnika samochodowego. Widziany zawsze z charakterystycznym papierosem w kąciku ust, nie tracił głowy w sytuacjach najbardziej krytycznych. Podczas treningu przed wyścigami Grand Prix w Tunisie w 1936 roku złamało mu się zawieszenie koła przy szybkości 200 km/h i samochód wypadł z trasy. Varzi, któremu na szczęście nic się nie stało, wysiadł z wraka i spokojnie odszedł do boksu. Ponad dwadzieścia razy zwyciężał na wyścigach Grand Prix na różnych samochodach, a zwłaszcza na Alfa Romeo, Maserati, Bugatti i Auto Union. Po drugiej wojnie światowej założył w Argentynie własną firmę wyścigową „Scuderia Achille Varzi”, planując osiedlenie się tam. Niestety los zdecydował inaczej. Podczas treningu przed wyścigiem Grand Prix Szwajcarii w Bernie wpadł w poślizg i zginął pod przewróconym samochodem. Rudolf Caracciola. Caracciola wrazz Nuvolarim i Chironem zaliczany jest słusznie przez niektórych autorów do najlepszych zawodników samochodowych okresu międzywojennego. Ten niemiecki zawodnik o włoskim nazwisku zasłużył na tytuł „Regenmeister” – mistrz deszczu – swoją świetną jazdą na mokrych torach w czasie deszczu. Równie dobry był także na motocyklach i w wyścigach górskich. Trzy razy pod rząd (1930,1931,1932) został górskim mistrzem Europy. Było jedynie kilku zawodników potrafiących jeździć na wyścigach potężnym, siedmiolit- rowym Mercedesem SSK z kompresorem, ale tylko on jeden doprowadził technikę jazdy tym samochodem do perfekcji. Szczyt kariery Caraccioli przypada na lata po roku 1934, kiedy po krótkiej przerwie w Alfa Romeo powrócił znów do firmy Daimler-Benz. W latach 1934, 1937 i 1938 zdobywał tytuł mistrza Europy wyścigów samochodowych. Jego przysłowiowy spokój dobrze charakteryzuje przygoda z pewnego startu, kiedy jego żona, widząc, że wszyscy zawodnicy zajęli już miejsca w samochodach, zwróciła mu na to uwagę: „Czy nie powinieneś już także wsiąść?” Caracciola odpowiedział z humorem: „Mam czas. Beze mnie i tak nie mogą wystartować, przecież stoję w pierwszym rzędzie”. Odznaczał się wspaniałym wyczuciem własnego samochodu, a zwłaszcza silnika, którego nigdy nie obciążał do granic możliwości. Dzięki swej inteligentnej jeździe wyszedł z wielu sytuacji kolizyjnych bez szwanku i chyba dlatego przeszedł tylko dwa cięższe wypadki. Zmarł w Lugano na przewlekłą chorobę wątroby.